Damian Ruszkiewicz zakończył sportową przygodę

Damian Ruszkiewicz w  wieku niespełna 21 lat kończy przygodę z „królową sportu”. Podopieczny Rafała Hasa  zdążył zdobyć brązowy medal Halowych Mistrzostw Polski Seniorów w sztafecie 4×400 metrów w 2014 roku (Sopot) i zająć trzecie miejsce w Halowych Mistrzostwach Polski Juniorów w biegu na 200 metrów rok wcześniej.

O tym, jak jako człowieka kształtowała go lekkoatletyka, o motywacjach z nią związanych i życiowych doświadczeniach Damian napisał na jednym z portali społecznościowych.

Dziękujemy Ci, Damian! :)

Poniżej zamieszczamy refleksje byłego już zawodnika Sopockiego Klubu Lekkoatletycznego

Koniec z wyczynową walką z innymi sprinterami, najczęściej przyjaciółmi. Koniec walki z 400m i samym sobą. To było najlepsze 7 lat w moim życiu, przygoda życia. Trenując lekkoatletykę ciężko jest znaleźć motywację w czymś innym niż pasja czy chęć wspólnego spędzania czasu ze znajomymi. Swoją pasję do tego pięknego sportu odkryłem po dwóch latach treningów, kiedy byłem jeszcze napędzany głównie sukcesami. Naderwałem mięsień dwugłowy, a czas rehabilitacji sprawił, że zacząłem doceniać każdy bezbolesny krok, potem skip, po 2 miesiącach pierwsza przebieżka która obnażyła tęsknotę za swobodą w czasie biegu, szybkością, wolnością. Zacząłem cieszyć się z każdego oddechu tuż po ciężkim treningu, ruchu, a nawet jedzenia i snu. 

MY lekkoatleci, nie mamy zbyt wielu przywilejów i bodźców motywujących do uprawiania naszego sportu. Jest jednak w nas coś takiego co nas łączy i napędza do pracy. Nie jest to sprzęt, nie są to pieniądze ani nie są to warunki do trenowania. Tych zawsze brakuje. Lekkoatleci niczym sportowcy sprzed 100 lat trenują często w duchu idei olimpijskiej. Ile razy będąc na mecie 400m/na treningu siły biegowej obiecałem sobie – nigdy więcej, to ostatni raz, nie mam siły, nie dam rady! – Tyle samo razy wracałem do Szklarskiej Poręby/najbliższą górę/klubową bieżnię by znów zmierzyć się z samym sobą i swoimi słabościami.

Trenowanie, studiowanie (z myślą o przyszłości) – nie pozwala pracować ani zarabiać tak by godnie żyć i utrzymać chęć trenowania w wieku seniora. Brak warunków/wyników przez ciągłe kontuzje włącza myślenie i przetwarzanie faktów – jestem studentem, nie mam pracy, nie mam pieniędzy – za co będę żył?

Przez te 7 lat poznałem wielu wspaniałych ludzi, zakochałem się w górach, zwiedziłem Polskę od wschodu do zachodu, od południa po północ. Chciałbym podziękować mojej grupie treningowej, osobom z kadry i nie tylko za piękne chwile, walkę na mistrzostwach, treningach, za podbiegi, 500-tki, 300-tki, 3 minutówki, minutówki. Za każde nie tylko słowa wsparcia, doradztwa ale też samą pomoc. Zniszczyliście mnie prezentem urodzinowym – dzięki Wam wróciłem, przywróciliście mi wiarę w ludzi i pomogliście mi wyjść z dołka w którym byłem m.in. przez jak się błędnie wydawało zakończenie kariery. Za wszystkie biegi na stadionach, halach. Dziękuję przede wszystkim Małgorzacie Leśniewicz bez której nie doświadczyłbym tego wszystkiego, dopingu trybun który sprawia że niemożliwe staje się możliwe, wsparcia od otoczenia, chorej pasji, nie ukształtowałbym charakteru który przyda mi się przez resztę życia. Dziękuję kolejnym trenerom, bez których również to wszystko nie byłoby możliwe – Bogdanowi Dudulewiczowi

oraz Rafał Has za cierpliwą, sumienną, ciężką pracę której owoce zbieraliśmy przez te lata. Dziękuje również Sopocki Klub Lekkoatletyczny/Stadion Leśny za możliwość trenowania lekkiej. Wiele rzeczy będę żałował. Niewykorzystanych szans, kontuzji, tego że nie będzie to mój sposób na życie. Początek i sama droga do stadionu była ciężka, te słowa nie przeszły mi przez gardło, tak jak rok temu tak i teraz wiedziałem że nie dam rady ich wypowiedzieć. W trakcie rozmowy żal, smutek znikały tak jak stres przed startem na mistrzostwach Polski w czasie wchodzenia w bloki startowe. Po słowach Trenera zrobiło mi się ciepło na sercu, porozmawialiśmy o tym co dalej. Kontakt będzie, obiecuję przyjść na podbiegi by jeszcze raz przeżywać bombę z moją drugą rodziną. Towarzyszenie na dzisiejszym treningu i rozmowa z ludźmi, z którymi spędzasz przez 7 lat po kilka godzin 6 razy w tygodniu + 24h/7 na licznych obozach i mistrzostwach i pomimo tego nie skaczących sobie po takim czasie do gardeł działa jak zawsze kojąco. Dziwne uczucie nie spotykać się z nimi już tak często. Żarty jak to na okrągło na treningach a potem w szatni. Miła podwózka z atrakcjami do Wrzeszcza. Zamykasz drzwi od samochodu, patrzysz jak samochód po chwili znika. Idziesz na przystanek i czujesz że to początek nowego rozdziału, drugie życie. Już nie na ten sam sposób emocjonujące. Po swoim pogrzebie czuję się jak dusza zmarłego mogąca w spokoju odejść. Czuję wewnętrzny spokój. Oczyszczenie. Zakładasz słuchawki i leci „Time of your life” Green Day’a z którym kojarzysz swój pierwszy obóz w Muszynie gdzie zakochałeś się w tych widokach. Wysiadasz z tramwaju a tu ucieka autobus po drugiej stronie ulicy. Uśmiechasz się, blokujesz mp4 i na zielonym ruszasz za autobusem, ostatni sprint na symboliczne pożegnanie. I tu powinny pojawić się napisy końcowe. Sceny jak z filmu. Najlepszego filmu w jakim brałeś udział… Nie powiedziałem „Trenerze, k****ę z t********i” nadal nie może mi to przejść przez gardło, myśli, serce. Ale mogę powiedzieć że NIE SKOŃCZYŁEM z lekką, moją życiową pasją, zostanie ona ze mną do końca życia, jest moim horkruksem, wrosła we mnie. Na wiosnę rzucam minimum 40m oszczepem!
„Kończąc ze stadionem i zmaganiami na nim zaczynamy tęsknić, odreagowując często na chodniku czy drodze biegając pół godziny, godzinę, czasem nawet i więcej chcąc raz jeszcze poczuć się zmęczonym – chcąc poczuć raz jeszcze ten błogi stan.

unnamed